niedziela, 24 lutego 2013

Sara Blaedel "Mam na imię księżniczka"

Pierwsza książką ze styczniowego stosiku była "Mama na imię księżniczka".

Kilka słow o treści:
Kopenhaska komenda policji otrzymuje zgłoszenie o brutalnym gwałcie dokonanym na młodej kobiecie. Sprawa zostaje przydzielona asystent kryminalnej Louise Rick. Okazuje się, że kobietę zgwałcił poznany na portalu randkowym mężczyzna, który podał fałszywą tożsamość. Bliższe badanie innych niewyjaśnionych gwałtów ujawnia ten sam sposób działania. Kiedy w podobnych okolicznościach umiera młoda kobieta, policja postanawia użyć wszelkich sił i środków, które pozwolą ująć seryjnego gwałciciela. Kolejne tropy wiodą w coraz to inną ślepą uliczkę, Louise Rick musi więc podjąć niestandardowe działania. Zakłada profil na portalu randkowym…

Spodziewałam się więcej po tym kryminale.Opis był bardzo obiecujący i chyba tez za bardzo się nastawiłam na dobrą sensacyjną powieść.Co otrzymałam?Zwykłą opowiastkę z sensacja w tle,bez wartkich zwrotów akcji i napięcia,które lubi towarzyszyć kryminałom.Szkoda,bo miałam ochotę też na inne ksiazki autorki,lecz narazie sobie odpuszczam.Ksiązka mi się wydawała momentami nudnawa a akcja na którą czekałam zaczęła się pod koniec powieści.Średnia jak dla mnie,tak na lekki przerywnik-owszem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz