piątek, 30 października 2015

Emilia Dziubak "Rok w lesie"



Tak się składa, że moje dzieci w swojej sporej biblioteczce najwięcej książek mają z wydawnictwa Nasza Księgarnia. Szczególnie córka uwielbia serię Poczytaj mi mamo i nałogowo zbiera kolejne tomy. Tym razem do recenzji dostaliśmy "Rok w lesie" i przyznam, że nie wiedziałam czego się spodziewać. Owszem, z opisu coś tam wynikało, ale to co zobaczyłam po otworzeniu książki przeszło moje ( i dzieci) najśmielsze oczekiwania. Czy wiecie, że z książeczki obrazkowej można się dowiedzieć prawie tyle co z encyklopedii o zwierzętach?

Pierwsze co szokuje, zachwyca a potem skłania ku temu by posiedzieć dłużej z książką na kolanach to brak opisów. Tak, tak kochani! "Rok w lesie" to dwanaście rozkładówek przedstawiających kolejne miesiące z życia zwierząt w lesie. Poza krótkimi charakterystykami zwierząt na pierwszej stronie, nie znajdziemy w niej ani odrobiny tekstu. Czy to dobrze? Tak! Wreszcie dziecko nie dostaje suchych faktów, nie musi zmagać się z czytaniem. Nareszcie wiedza w pigułce przedstawiona za pomocą obrazków. Jeśli myślicie, że to sposób dobry dla maluszków to nic z tych rzeczy. Moja 9-latka i 7- latek z zachwytem siedzieli i jak zaczarowani paluszkami po książce jeździli i wypatrywali kolejnych zwierzątek. A jest ich całkiem sporo: sowy, lis,wilk, niedźwiedź, jeż, ryś a nawet dżdżownice i mrówki, te wszystkie i (wiele wiele innych) żyjątka znajdziecie na kartach książki.


Tak naprawdę to przyznam, że książka ma jedną wadę...to niezły pożeracz czasu! Nie można się od niej oderwać, razem z dziećmi tropiliśmy jedno zwierzątko kilkanaście minut. Podróż w czasie przez kolejne dwanaście miesięcy to świetna zabawa, pobudzająca wyobraźnię i ucząca logicznego myślenia. Dzieci uczą się zmieniających pór roku, dostrzegają różnicę w przyrodzie przy okazji obserwując zachowanie zwierząt. Niektóre z nich zapadają w zimowy sen, inne są aktywne przez cały rok. Co lubią jeść, w co się bawią, jakich mają wrogów a z kim się przyjaźnią? To wszystko znajdziemy w tej cudownej książce.

Jestem oczarowana sposobem dostarczenia wiedzy o zwierzętach dzieciom. Tak naprawdę to okazało się, że ja 30-letnia mieszkanka wsi niewiele wiedziałam o życiu mieszkańców lasu. Zapewniam, że czas spędzony z "Rokiem w lesie" nie będzie stracony. Książka jest tak pięknie wydana, że aż nie chce się od niej odrywać oczu, idealna na prezent dla dzieci w każdym wieku, ale u nas zostaje na zawsze. Kolorowe i mądrze rozmieszczone ilustracje pozwalają na szukanie ukrytych zwierzątek i świetną zabawę przez wiele godzin. Mnie ta książka trochę przypomina fajną grę planszową, przy której czas ucieka jak szalony.



Zachęcam gorąco do zapoznania się z tą nowością od Naszej Księgarni. Zbliżają się Mikołajki i święta więc jeśli szukacie czegoś nietypowego, interesującego i edukacyjnego to jest idealny pomysł by wręczyć :Rok w lesie". Ucieszy naprawdę każdego!

Za egzemplarz dziękujęmy:
oraz:



Nasza ocena: 6/6

czwartek, 29 października 2015

Adrian Markowski "Na tabliczkę sposób nowy, sama wchodzi ci do głowy"

#WyzwanieTabliczkiMnozenia



Tak to już jest, że jak się dziecku coś każe i dziecko coś na siłę musi, to zazwyczaj się buntuje. Mam dwoje dzieci w wieku szkolnym i wiem co piszę. Za każdym razem, gdy robimy coś co trzeba, spotykam się z buntem z ich strony i kwaśną miną. Ja wiem, wiem... tabliczka mnożenia wcale nie jest taka prosta dla 9 -latki a wkoło jest tyle przyjemniejszych zajęć niż wkuwanie na pamięć szeregu cyfr.Wydawnictwo Prószyński i S-ka wyszło na przeciw wszystkim  którzy nie lubią się uczyć w standardowy sposób.  Zwyczajnie równa się nudnie, prawda?
Zapewniam, że z książką "Na tabliczkę sposób nowy..."  Wasze dziecko pokocha naukę tabliczki mnożenia!

Kilka słów o samej książce. To na co ja mama zwróciłam uwagę, to wygodny format. Trochę większy od szkolnego zeszytu, ale mniejszy niż A4, czyli na tyle wygodny, by książkę nosić do szkoły, zabierać na spacer a nawet usypiać  z książką w ręce. To bardzo ważne, bo nic tak nie denerwuje małego człowieka jak toporna, ciężka książka, którą ledwo trzyma w małej łapce.
Po otworzeniu czekają na nas króciutkie wierszyki, które pomogą w zapamiętaniu tabliczki mnożenia w zakresie do 100. Niektóre są tak zabawne, że same wchodzą do głowy. Dodatkowo wzrok dziecka przeyciągają świetne ilustracje Dariusza Wójcika, oczywiścia związane z poszczególnymi wierszykami. Tak naprawdę ta książeczka to rewolucja w nauce matematyki! Byłam bardzo zaskozona jak szybko i łatwo córka przyswajała wiedzę. Oczywiście wcześniej dobrze wiedziała, że 2x2 =4 czy 5x3=15, ale te trudniejsze, takie jak 7x9 czasem sprawiały jej trudność. Teraz, to czego nie pamiętała kojarzy z danym wierszykiem i wystarczy, że rzucę hasło, np biedronka,myszki,na zielonej łące a ona już wie jaki wynik podać.
W ten sposób jestem pewna, że nie pomyli się.


 A tak uczyła się moja córka od prawie dwóch tygodni:

w dzień
 

 
 
 w nocy





rozwiązując zadania z pracy domowej








Na efekt naprawdę nie trzeba było długo czekać:
 

Podsumowując, książka godna polecenia, szybko i sprawnie uczy przez zabawę. Namawiam rodziców, by kupili ją dziecku, bo to wspaniały sposób na szybkie przyswojenie wiedzy. My jesteśmy zachwycone, zostawiamy ją dla synka, który już za rok będzie z niej korzystał, oby z tak samo świetnym skutkiem!

Za możliwość nauki w tak wspaniały sposób oraz piątkę z matematyki dziękujemy wydawnictwu Prószyński i S-ka!
Nasza ocena: 6/6

czwartek, 22 października 2015

75. Katarzyna Misiołek "Ostatni dzień roku"



Co czuje osoba, której zaginął ktoś bliski? Nie umarł, nie wyjechał, ale zwyczajnie zapadł się pod ziemię? Nikt nie wie gdzie jest, nie ma świadków, nie ma kontaktu. Ile można żyć w tej miażdżącej niewiedzy, czekać aż stanie się cud? Wyobraźcie sobie tą rozdzierającą niepewność i nadzieję, która każe każdego dnia szukać zaginionej osoby. Wczujcie się w rozpacz i strach osób poszukujących, którzy z każdym nowym tropem łudzą się, że są bliżej poznania prawdy. A gdy ta prawda długo nie nadchodzi, muszą nauczyć się żyć i funkcjonować od nowa. Poznajcie Magdę, która wedrze się w wasze serca swoją boleśnie szczerą historią.

To miał być ostatni dzień roku, sylwester, czas,gdy większość ludzi spędza czas na balach, prywatkach czy koncertach. Magda cieszyła się na ten dzień. Razem z Bartkiem zaplanowała wyjście i właśnie szykowała się w łazience gdy zadzwonił do drzwi dzwonek. To był Kuba, szwagier Magdy. Ta pora odwiedzin nie zwiastowała niczego dobrego, Kuba przybył z informacją, że od czterech godzin bezskutecznie poszukuje Moniki, swojej żony. Niby nic wielkiego, to tylko kilka godzin a w taki dzień jak sylwester mogła zaszyć się u znajomych, ale strach był spowodowany niedawnymi przeżyciami małżonków. Monika niedawno poroniła i załamała się tym faktem. Niby było już dużo lepiej, ale dlaczego nigdzie jej nie ma? Miała czekać w domu, zostawiła torebkę, dokumenty. Nikt nie widział żeby gdzieś wychodziła. Zwyczajnie przepadła jak kamień w wodzie. Monika natychmiast zrezygnowała z imprezy i razem z Bartkiem i Kubą próbowali wpaść na jakikolwiek trop Moniki. Niestety mijał czas a po siostrze nie było śladu. Ktoś ją porwał, zabił czy może uciekła? Miała powody a może została zmuszona? Jak o tym powiedzieć rodzicom, gdzie szukać wsparcia, komu ufać? Zapewniam, że pytań podczas lektury nasuwa się cała masa.
Jaka będzie odpowiedź, nie zdradzę, ale mogę rzec jedno: musicie poznać prawdę!

Bardzo cenię sobie te powieści w których autor/autorka sprawia, że przywiązuję się do głównego bohatera. W „Ostatnim dniu roku” pani Misiołek sprawia, że całym sercem polubiłam Magdę a opowiadana przez nią historia była dla mnie jak wspomnienia najdroższej przyjaciółki.
Magda pomimo błędów, jakie popełniła wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Całkowicie pochłonęło ją szukanie siostry kosztem własnego szczęścia. Ucierpiała na tym jej psychika, związek z Bartkiem, studia i marzenia o dobrej pracy. W jej osobie widziałam taką siostrę o jakiej marzy chyba każda kobieta, lojalna, szczera, kochająca, oddana rodzinie. Cóż z tego ,że w pewnym momencie życia się pogubiła? Liczyło się to, by Monika się odnalazła a wszystkie sprawy Magdy schodziły na dalszy plan. Poświęcenie jakim wykazała się główna bohaterka jest godne naśladowania. Do samego końca, póki nie poznała prawdy o siostrze robiła wszystko by ją odnaleźć i ulżyć cierpieniu najbliższych.

Przedstawiona przez autorkę Magda to przykład świetnie wykreowanej postaci. To ona,a nie wbrew pozorom zaginiona Monika grała w książce pierwsze skrzypce. Czytelnik miał okazję zagłębić się w najmroczniejsze sekrety jej psychiki, poznać ukryte marzenia, plany, lęki i słabości.
Jestem pod ogromnym wrażeniem nie tylko kreacji bohaterki powieści, ale też sposobu opowiedzenia historii zaginionej dziewczyny. Temat niby znany w literaturze a wprowadza coś nowego i świeżego. Coś, co chce się czytać!
Wprost nie mam słów by opisać jak bardzo dużo emocji wzbudziła we mnie książka „Ostatni dzień roku”. Po spojrzeniu na okładkę spodziewałam się bardziej przesłodzonej, melodramatycznej opowieści idealnej do czytania w jesienne wieczory z kubkiem gorącej (mandarynkowej!) herbaty.
Niestety, jeżeli macie ochotę na słodką historię z równie optymistycznym zakończeniem to poszukajcie innego tytułu. Wybierając ten dostaniecie poruszającą do głębi i zapadającą w umysł obyczajówkę.

Autorka w powieści pokazała czytelnikom jak bardzo trudno jest żyć po stracie i ze świadomością, że nie wiadomo co przyniesie jutro. Dla rodziny Moniki liczyło się tylko to co się z nią stało. Te godziny, dni, tygodnie niepewności zabijały w nich resztki nadziei na to, że kiedyś wszystko wróci do normy. Miałam wrażenie, że chcieli poznać choćby najgorszą prawdę, nawet o śmierci Moniki, byle by tylko coś było wreszcie wiadomo.

Emocje jakie towarzyszyły mi podczas czytania były niesamowite: współczucie, lęk, strach ciekawość co dalej, to wszystko kłębiło się w mojej głowie podczas dwóch wieczorów spędzonych z książką z dłoni. Z pewnością skończyłabym dużo szybciej gdyby nie nawał obowiązków domowych. A z drugiej strony to wcale nie chciałam szybko jej kończyć. Było mi żal, bo zdawałam sobie sprawę, że czytam jedną z najlepszych powieści obyczajowych 2015 roku.
„Ostatni dzień roku” zostanie w mojej pamięci i sercu na długi czas. Ta wspaniała i uczuciowa książka, sprawiła, że nie mam ochoty czytać nic innego. Doprawdy nie wiem, czy jeszcze jakaś lektura w najbliższym czasie tak bardzo mnie wciągnie i tak mi się spodoba. Nie miejcie ani odrobiny wątpliwości, czy pędzić do księgarni po nową książkę Kasi Misiołek. Warto!

Za egzemplarz dziękuję Polacy Nie Gęsi i Swoich Autorów Mają oraz Wydawnictwu Muza



Moja ocena: 6/6

poniedziałek, 19 października 2015

74. Mhairi McFarlane "To przez ciebie!"



Zdrada jest bardzo często wykorzystywanym motywem w literaturze obyczajowej. Ja także wielokrotnie miałam okazję czytać książki o rozstaniach z jej powodu, o tym jak łamie serca i komplikuje życie, burzy związki i rozbija rodziny. Tym razem zdrada w powieści "To przez ciebie" nie wyciśnie z czytelnika łez a sprawi, że się uśmiechniemy. Jak to możliwe? Autorka z przymrużeniem oka przedstawi zabawne perypetie Delli, głównej bohaterki i sprawi, że polubicie ją całym sercem!

Delia jest po trzydziestce i od dziesięciu lat spotyka się z Paulem. Ich związek jest na tyle stabilny, że dziewczyna marzy o ślubie. Niestety Paul nie garnie się do oświadczyn, dlategow okrągłą rocznicę ich związku to Delia przejmuje inicjatywę i składa chłopakowi ofertę małżeństwa. Paul jest bardzo zaskoczony, ale ostatecznie się zgadza. Delia nie cieszy się za długo swoim szczęściem, wkrótce po oświadczynach omyłkowo dostaje sms od Paula. Wiadomość miała dostać "ta druga", ta o której do tej pory Delia nie miała bladego pojęcia. Jeden sms a wszystko zmienia, całe plany, małżeństwo, szczęśliwą przyszłość- wszystko zchodzi na boczny tor. Delia musi poskładać swoje życie na nowo a łatwo nie będzie! Czy jej się uda, jak zakończy się sprawa z Paulem? Zapraszam do czytania!

Mhairi McFarlane zaskoczyła mnie swą powieścią. Nie jest łatwo stworzyć książkę tak lekko i zabawnie napisaną o tak trudnym i bolesnym temacie. Jej się to znakomicie udało. Chociaż nie jestm wielką miłosniczką tego typu literatury, to chętnie spędziłam dwa wieczory w zwariowanym towarzystwie Delii.
Bohaterka McFarlane to dziewczyna przesympatyczna i szalona. Jej perypetie bawiły mnie przez całą powieść, śmiałam się i kibicowałam jej na zmianę. Autorka stworzyła niesamowitą atmosferę i czuć to była na każdej kartce. "To przez ciebie" nie jest skomplikowana, ale też nie banalna. Prosty język i lekkość pióra autorki to atuty jakie cenią sobie czytelniczki lubiące dobrą obyczajówkę. Ja zżyłam się z bohaterami i muszę stwierdzić, że książka naprawdę mnie wciągnęła.
Delia to przykład dziewczyny, która pomimo kłód jakie życie jej rzuca pod nogi, podnosi się i dalej brnie w przyszłość. Zaimponowała mi bohaterka tej powieści, chociaż nie zawsze postąpiłabym tak jak ona. Zdrada zawsze odbija w psychice swoje piętno i należy o tym pamiętać. To czy się ją wybaczy, czy nie zależy tylko od nas samych. Każdy robi to, co mu serce podpowiada. Każdy nasz wybór niesie ze sobą ryzyko zmian a Delia jest idealną osobą by pokazać, że warto się tych zmian nie bać.

Autorka stworzyła prostą historię, która jest lekka w odbiorze i znajdzie swoje zwolenniczki. Dodatkowym plusem jest umieszczenie w książce rysunków z komiksem. Fajny sposób i dodatkowa zachęta do lektury. Jestem mile zaskoczona zarówno treścią jak i oprawą graficzną książki, Wszystko świetnie ze sobą współgra i informuje czytelnika co znajdziemy w środku.Żywiołową, energiczną bohaterkę, dokładnie taką samą jak kolory okładki.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Harper Collins!

Moja ocena 4/6

czwartek, 15 października 2015

73. Liane Moriarty "Wielkie kłamstewka"




Każdy z nas od czasu do czasu kłamie. Zazwyczaj kłamstwo ma to do siebie, że szybko wychodzi na jaw. Osoba, która nie mówi prawdy notorycznie, nie jest lubiana. Któż z nas lubi przyjaźnić się z kimś, kto bez przerwy kłamie? Takiej osobie nie można ufać ani powierzać swoich sekretów. Cenimy sobie szczerość zarówno wśród znajomych jak i rodziny. Najnowsza powieść klubu Kobiety to Czytają pokazuje, jak trudno żyć w kłamstwie i jak bardzo szybko za jego pomocą można zniszczyć czyjeś życie.

Madeline, Celeste i Jane to trzy kobiety, które na pierwszy rzut oka są bardzo różne. Łączą je dzieci, które razem rozpoczynają naukę w szkole. Jane niedawno przeprowadziła się z synkiem na wybrzeże. Jest młodą mamą i pragnie rozpocząć nowe życie w tym miejscu. Jane jest dość skrytą osobą i nie chce się nikomu przyznać kto jest ojcem jej synka. Pierwsze dni w szkole okazują się dla Ziggiego bardzo stresujące. Jedna z jego koleżanek z klasy oskarża go o przemoc. Czy chłopiec okaże się katem, czy ofiarą?
Madeline ma troje dzieci, obecnie mieszka ze swoim partnerem. Z byłym mężem ma nastoletnią córkę, ale ona woli towarzystwo ojca i jego nowej żony. Madeline nie może się pogodzić z wyborem córki, ale wie, że zatrzymywanie jej na siłę odniesie odwrotny skutek.
Celeste jest na pierwszy rzut oka prawdziwą szczęściarą. Mąż dobrze zarabia, tymczasem ona korzysta z tych dóbr ile może. Jest bardzo atrakcyjną kobietą, wychowuje dwoje bliźniąt, dba o siebie ale skrywa też pewną tajemnicę. Jej życie osobiste nie jest tak usłane różami, jak wydaje się wszystkim dookoła. Na idealnym małżeństwie jest pewna rysa o której Celeste nie mówi głośno.
Na wieczorku integracyjnym dla rodziców dochodzi do morderstwa. Nie wiadomo kto zginął ani kto zabił. Wiemy tylko tyle, że jest ofiara. Jak do tego doszło i co naprawdę skrywają główne bohaterki?

"Wielkie kłamstewka" to druga książka Liane Moriarty, jaką mialam okazję czytać. Pierwsza, "Sekret mojego męża", mnie nie zachwyciła. Tym bardziej trochę z rezerwą podeszłam do lektury. Na szczęście się nie zawiodłam! Moriarty stworzyła naprawdę dobrą powieść obyczajową z wątkiem krymianalnym, mamy przecież morderstwo. Zgrabnie i z wyczuciem wprowadzała czytelnika w świat obłudy, nienawiści i kłamstwa. Jej bohaterki to kobiety z krwi i kości a problemy bardzo życiowe i bliskie czytelnikowi. Przez to czyta się książkę wyjątkowo szybko, ale nie łatwo! Autorka zaserwowała w lekturze mnogość bohaterów drugoplanowych i naprawdę mocno musiałam się skupiać, by nie pogubić wątków. A było ich całkiem sporo. Jak już opanowałam tą sztukę to czytałam z wypiekami na twarzy. Rozwiązanie zagadki nie nadeszło szybko, niemal do samego końca nie byłam pewna kto nie żyje i czyja to sprawka. Lubię takie historie, gdy nie wiem czego się spodziewać po zakończeniu. Moriarty nie zawiodła mnie i zaskoczyła swoim pomysłem na fabułę. to o wiele lepsza pozycja literacka niż "Sekret mojego męża".

Jestem usatysfakcjonowana lekturą! Autorka ukazała świat kłamstwa i jego wpływ na życie bohaterek. Jak daleko można się posunąć, aby chronić swoją rodzinę? Jak prawda może bardzo zaboleć i zmienić całe nasze życie? "Wielkie kłamstewka" pokazują świat iluzji, fałszu i zemsty, zmuszają czytelnika do refleksji i na długo zapadają w pamięć. To bardzo dobra i wciągająca lektura! Polecam z czystym sumieniem!

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.



Moja ocena 5/6

wtorek, 13 października 2015

72. S.K.Tremayne "Bliźnięta z lodu"




Od dawna wiadomo, że bliźnięta jednojajowe łączy szczególna więź. Nie dość , że są łudząco podobne to jeszcze potrafią niemalże odczuwać to samo. Wiedzą, gdy jednemu dzieje się krzywda, potrafią się w niezwykły sposób ze sobą komunikować. Identyczny wygląd nie świadczy jednak o jednakowym charakterze bliźniąt i musimy o tym pamiętać. To ciągle dwie różne osoby i chociaż rozróżnienie ich może sprawiać kłopot to charakter nie powinien zostawiać wątpliwości. Czy aby na pewno?
Pierwsza wydana w Polsce powieść S.K Tremayen'a  traktuje o tej niezwykłej więzi i o tym, że czasem możemy się pomylić...

Angus i Sarah Moorcroft  wprowadzają się na małą wyspę w Szkocji, którą dostali w spadku po babci Angusa. Posiadłość wymaga dużego remontu i włożenia sporych zasobów pieniężnych, ale małżonkowie podejmują się wyzwania. Nie chodzi tylko o zarobek na późniejszej ewentualnej sprzedaży malowniczej wysepki, ale chcą też odreagować ogromny stres z jakim się zmierzyli 13 miesięcy temu. Jedna z córek bliżniaczek wypadła z balkonu, niestety ze skutkiem śmiertelnym. Została tylko Kristie, ulubienica Angusa. Sarah nie może pozbierać się po stracie Lydii, ma nadzieję, że w nowym miejscu upora się z ogromnym żalem i żałobą. Zaraz po przybyciu na wyspę Kristie zaczyna się inaczej zachowywać a najgorsze jest to, że twierdzi że jest Lydią, zmarłą bliźniaczką. Sarah nie wierzy córce i jej zachowanie tłumaczy cierpieniem po stracie siostry. Jednak dziewczynka co jakiś czas uparcie twierdzi, że rodzice się pomylili i to Krystie spadła z balkonu. Kilkulatka jest przy tym bardzo wiarygodna. Od tej chwili Sarah próbuje za wszelką cenę ustalić, czy to możliwe by doszło do tak strasznej pomyłki i pochowali nie tą córkę? Przecież były identyczne, różniły się tylko charakterami. Tymczasem Krystie zaczyna przejawiać coraz więcej cech Lydii. Jaka będzie prawda? Musicie się o tym przekonać sami!

"Bliżnięta z lodu" to nie jest książka tylko o cudownym złączeniu bliźniąt i szukaniu prawdy. To także świetny obraz psychologiczny rodziny po stracie dziecka. Sarah i Angus zupełnie inaczej reagowali na stres i ból po śmierci Lydii (a może Krystie?). Sarah w pewnym momencie mocno pogubiła się, szukała wsparcia i pocieszenia. Ten najstraszliwszy moment odbił się mocno nie tylko na jej psychice, ale też na małżeństwie. Sarah straciła to dziecko, z którym była bardziej związana emocjonalnie. To Lydia była jej pupilką i chociaż to dla mnie trochę niezrozumiałe, to miałam wrażenie, że wolałaby aby śmierć poniosła Krystie- ulubienica męża. Kiedy pojawiła się szansa, że Lydia wróciła, Sarah omal nie postradała zmyslów. Musiała za wszelką cenę docieć prawdy, co okaże się fatalne w skutkach.

Po lekturze tej książki wiem, że moim ulubionym gatunkiem literackim jest thriller psychologiczny. Nie byle jaki, a właśnie TAKI!  "Bliźnieta z lodu" zawierają wszystko to, czego szukam w dobrym dreszczowcu. Był strach, atmosfera grozy, świetna intryga, elementy obyczajówki i zaskakujące zakończenie. Takie książki są zawsze bardzo mile widziane na moich półkach. Przyznam, że fabuła wciągnęła mnie na całego, byłam ogromnie ciekawa która dziewczynka faktycznie zginęła. Zaufajcie mi, że to książka na jeden wieczór, bo nie można się od niej oderwać! W trakcie czytania wiele razy myslałam, że dam jej minusik za przewidywalność, byłam wręcz pewna, że odgadłam co się wydarzyło w rodzinie Moorcroftów. Nic bardziej mylnego, niemal do końca autor trzymał mnie w tej błogiej nieświadomości, że wiem wszystko a jednak nie wiedziałam nic. Zakonczenie zdecydowanie bardzo zaskakujące i to bardzo sobie cenię w dobrych thrillerach. Mało krwi, mało morderstw a czytelnikowi i tak włosy się jeżą na głowie.

Jestem oczarowana tą książką! Dawno nie czytałam tak świetnie wyważonego thrillera z dramatem rodzinnym w tle! Jestem rozczarowana, że tak mało jest podobnych pozycji literackich na rynku. "Bliźnięta z lodu" to jest dokładnie mój ideał świetnej książki, którą pochłania się za jednym zamachem. Czekam z niecierpliwością na kolejne książki autora, oby były na podobnym poziomie. Zachęcam do lektury!

Za możliwość przeczytania dziękuję księgarni Matras!




Moja ocena: 6/6

czwartek, 8 października 2015

71.Joanna Sykat "Jutro zaświeci słońce"



Mama, najbliższa nam osoba, pierwsza powierniczka dziecięcych sekretów, dobra dusza do której o każdej porze dnia i nocy można przyjść. Dobrze, gdy tak jest...a jak jest zupełnie odwrotnie? Gdy kobieta, która powinna nas kochać najbardziej na świecie staje się naszym najgorszym wrogiem? Gdy jej poczynania sprawiają, że całe nasze życie legnie w gruzach? Szczęśliwi ci, którzy zaliczają się do pierwszej grupy.Bohaterka powieści Joanny Sykat nie miała tyle szczęścia.

Anita próbuje swoich sił w pisaniu powieści. Wsparciem jest dla mniej tylko mąż, bowiem matka zawsze stawia jakieś "ale". Córka nigdy nie była powodem jej dumy i Edyta daje to wyraźnie odczuć Anicie. Przecież powinna zająć się czymś normalnym, konkretnym a nie pisaniem durnych książek. Powinna dobrze zarabiać a tak jest tylko pasożytem żerującym na finansach męża. Dom też beznadziejnie urządziła, wszystko źle, byle jak i nie tak jak życzyłaby sobie tego matka. Anita już się przyzwyczaiła do tego typu zachowania. Od małego była tak traktowana, nigdy nie została przytulona czy pochwalona. Jedynie babcia była osobą, która poświęcała jej czas i uwagę.Te wspomnienia trzymają Anitę przy życiu. Wspomnienia jedynej kochającej i dobrej osoby, jaką miała w dzieciństwie. Przez chorą relację z matką teraz Anita musi borykać się ze swoimi nawracającymi lękami. Nie łatwo wyjść na prostą, gdy cały czas żyło się w cieniu strachu. Ale ona spróbuje żyć po swojemu, czy to się uda?

Joanna Sykat napisała świetną powieść o skutkach toksycznego wychowania. Anita jest przykładem na to, jak prosto można skrzywdzić własne dziecko niewłaściwym postępowaniem. Brak miłości od matki może mieć fatalne skutki. Wydawać by się mogło, że miłość rodzica do dziecka jest tak naturalna i prosta. Niestety nie zawsze, czasem więcej życzliwości i ciepła dostajemy od obcych osób. A wystarczyło czasem przytulić, pochwalić, uśmiechnąć się. To takie proste, kiedy się kogoś naprawdę kocha. Dziecku należy się szacunek, miłość i poświęcany czas, to tak niewiele a jednocześnie bardzo dużo. Od tego zależy kim ono będzie w przyszłości. Zlęknionym dorosłym czy pewnym siebie dobrym człowiekiem?

"Jutro zaświeci słońce" to wstrząsającą powieść, poprzez monolog  Anity doskonale wczuwamy się w myśli bohaterki i jej psychikę. Nie są to wrażenia miłe czy przyjemne. Podczas lektury targało mną mnóstwo emocji, żal, złość, współczucie. To niewiarygodne, że matka potrafi tak skrzywdzić dziecko, świadomie czy nie, ale skutecznie i na całe życie. Nie łatwo zmienić psychikę i wyjść naprzeciw lękom.
Ta bolesna spowiedź głównej bohaterki bardzo wbiła mi się w pamięć. Czytałam z zaciekawieniem, ale i z tysiącem myśli.Momentami  miałam ochotę przerwać lekturę, by ochłonąć, ale ciekawość zrobiła swoje, więc czytałam dalej. Nie jest to książka łatwa, ale bardzo potrzebna. Zachęcam do jej przeczytania, ponieważ to jedna z tych powieści, które zawierają ogromny przekaz.To bardzo życiowa i mądra książka, która wprowadzi Was w wir emocji, wzruszeń a także przemyśleń. Polecam szczególnie tym, którzy mają dzieci.

W trakcie czytania przed oczami miałam pewien filmik, który krąży po Internecie:

Kiedyś Twoje dziecko rozwinie skrzydła, od Ciebie zależy czy będzie latać. 

 

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona!




Moja ocena 5/6

piątek, 2 października 2015

70. Anna McPartlin "Ostatnie dni królika"



Wyobraźcie sobie, że zostało Wam kilka dni życia.Jak je spędzicie?Z kim będziecie chcieli dzielić swoje ostatnie chwile? To trudne, nawet jeśli sobie to tylko wyobrażamy.Śmierć zawsze będzie tematem bolesnym, nawet jeśli próbujemy się do niej przygotować. Poznajcie zatem Królika- bohaterkę dzisiejszej recenzji i jej sposób na ostatnie dni życia.

Mia Hayes zwana pieszczotliwie przez rodzinę Królikiem umiera na raka.Wie, że zostało jej kilka dni życia, rak boleśnie zaatakował jej kości i jedyne co teraz można zrobić to łagodzić ból. Królik stara się za wszelką cenę ochronić rodzinę przed rozpaczą a przede wszystkim córkę. Bliscy Królika starają się ulżyć jej cierpieniu i ciągle mają nadzieję, że jej stan poprawi się. Spotykają się w hospicjum, gdzie przebywa Mia i rozmowami zagłuszają rozpacz. Każdy z nich reaguje inaczej na nadchodzącą i nieuchronną śmierć Królika. Rodzice poszukują jakiejkolwiek szansy, starsza siostra opiekuje się córką Królika a brat przerywa trasę koncertową, wszystko po to, żeby być blisko niej. Emocje są tak różne, jak różni są ludzie, każdy inaczej przeżywa tragedię. Królik jest ogromnie wdzięczna rodzinie, że są przy niej w tych ostatnich momentach, czuje się bezpiecznie, jak w domu. Jednak jest ktoś, kto nie daje Mii spokojnie odejść- Johnny- dawny przyjaciel, wielka miłość. Królik wspomina go i pragnie, by jeszcze raz móc zobaczyć się z nim.

Książka "Ostatnie dni Królika" to prawdziwa i mocna dawna emocji.Nie mozna zwyczajnie jej przeczytać i obejść wkoło niej obojętnie. Autorka tak nasyciła bohaterów prawdziwym życiem, że stali się realistyczni jak prawdziwi ludzie, których znamy na co dzień. Czytając historię Królika zaprzyjaźniamy się z nią i wkraczamy w jej życie na całego. Czujemy jej strach, żal i ból,stapiamy się w rozpaczy z rodziną i płaczemy z nimi.
Anna McPartin stworzyła książkę, przy której będziecie płakać i śmiać się, na zmianę.Dzięki temu, że jest napisana lekkim językiem, czyta się ją wyjątkowo szybko, nawet pomimo trudnego tematu. Historia Królika uczy nas okazywania prawdziwych uczuć, uczy nas szacunku do choroby, do bólu i śmierci. Jest okazją do zapoznania się z odczuciami zarówno osoby chorej jak i rodziny. To niesamowicie wzruszająca opowieść, która pochłonęłam całym sercem. Na początku oczywiście bałam się, czy autorka nie zaserwuje mi łzawego melodramatu, ale nie. na szczęście śmiałam się tak samo często jak wzruszałam a 'Ostatnie dni Królika" mogę zaliczyć do jednej z najbardziej poruszających powieści jakie czytałam.Polecam gorąco!

Za możliwość przeczytania dziekuję wydawnictwu Harper Collins!

Moja ocena +5/6