Od sierpnia 2013 roku ksiązka czekała na swoja kolej.Długo...ale nie czytałam jej bo ciągle miałam coś innego,pilniejszego.Pewnego dnia mój synek podszedł do półki, wyciągnął "Tańcząc na rozbitym szkle" i powiedział że podoba mu się ta okładka i żebym ja teraz przeczytała.Tak też się stało.
On- z chorobą dwubiegunową z którą nawet sam nie moze sobie poradzić, Ona- z ryzykiem zachorowania na raka piersi,wszystkie kobiety w jej rodzinie miały nowotwór.
Wydawać by się mogło że to się nie uda, tacy ludzie nie mogą być razem.Ale cóz to znaczy w obliczu prawdziwej miłośći?Czy jakakolwiek choroba może być silniejsza od niej?
Lucy i Mickey już na początku swego "trudnego" zwiazku spisali swoje zasady.Jedną z nich była bezdzietnośc.Oboje uznali że nigdy nie zdecydują się na potomka.Nie chcieli by dziecko odziedziczyło po nich skłonności do zachorowania.Lucy nawet podwiązała sobie jajowody.Ale los z nich zadrwił, pewnego dnia ku zaskoczeniu wszystkich okazało się ze Lucy jest w ciąży.Mickey był bardzo szczęsliwy, obiecał zonie że będzie najlepszym mężem i ojcem dla ich dziecka.Szybko okazuje się że los spłatał im figla i dając dziecko dał też nawrót choroby Lucy.Decyzja jaką oboje będą musieli podjąc jest dramatyczna w skutkach.Dziecko czy zdrowa żona?Jeśli małżonkowie zdecydują się na urodzenie dziecka to jak da sobie z tym rade Mickey?
Przepiekna ale też bardzo smutna książka o niezwykłej sile miłośc.Kto lubi poczytac dla relaksu, nic z tego.Przy "Tańcząc na rozbitym szkle" czekają nas ogromne emocje które poruszają każdy zakamarek czytelniczego serducha.Trudno o lepszy wyciskacz łez.
Powieśc bardzo przypomina mi "Obietnicę gwizdnego pyłu" którą opisywałam jakis czas temu.
Ocena 6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz