Mamy już styczeń, po świętach zostało mi w domu kilka ozdób i (jeszcze!) choinka. Dziś chciałabym Wam zaprezentować zapach, jaki towarzyszył mi w grudniu. Jest to nowość marki Yankee Candle, którą miałam okazję przetestować w tym świątecznym miesiącu. Jest to zapach z kolekcji zimowej, dostępny w wielu rozmiarach świecy, oraz w woskach.
Na samym początku kilka słów o wyglądzie mojego średniego słoja. Oczywiście wygląda bardzo elegancko i świątecznie, za sprawą brązowo-bordowego wosku, oraz klimatycznej naklejki z gwiazdkami. Na pierwszy rzut oka można uznać, że świeca jest typowo w klimacie bożonarodzeniowym. I według mnie jest tak z jednej strony, ale niekoniecznie. Glistering Star faktycznie bardzo wpasowuje się w atmosferę grudnia, przygotowań do świąt, nadaje wnętrzu klimatu itp. Natomiast w porównaniu z innymi stricte "christmasowymi" świecami (Chrismtas Eve, Christmas Magic),zauważymy, że nie ma ona naklejki typowo związanej ze świętami. Nie ma na niej Mikołaja, choinki, za to są połyskujące świetlne gwiazdki, które pasują do atmosfery świąt, ale nie narzucają nam palenia tej świecy wyłącznie w tym okresie. I to już duży plus, ponieważ spokojnie możemy się cieszyć tm zapachem w inne chłodne miesiące, jak np teraz :-)
Podobnie jest z zapachem. Również nie jest to typowo świąteczna kompozycja składająca się z pomarańczy, żurawiny, czy korzennych przypraw.Chociaż wg opisu w świecy znajdują się nuty imbiru, czy gałki muszkatałowej, to ja zdecydowanie na pierwszym planie czuję wytrawną śliwkę i drzewo sandałowe. Glisterning Star w ogóle nie pachnie dla mnie świętami, ale jednocześnie pasuje do zimowej aury. Jest to zapach na pewno ciężki, nie ma w sobie nic ze świeżości, chłodu mięty czy eukaliptusa. Ta świeca bardziej przypomina mi eleganckie, wieczorowe, kobiece perfumy. Bardzo przyjemne, ale też jednocześnie mocne i "ogoniaste". Kiedy pierwszy raz zapoznałam swój nos z tym zapachem, moje myśli od razu pobiegły w kierunku Whiskers on Kittens. Skojarzyły mi się te dwa zapachy Yankee Candle, według mnie gwiazdki mają coś wspólnego ze słynnymi kotkami. Jeśli lubicie te drugie, to warto zapoznać się z Glistering.
Nie mogę także nie napisać o bardzo przyzwoitej mocy mojego egzemplarza. Pomimo palenia w latarence zapach pięknie rozszedł się po pokoju i był dobrze wyczuwalny. Myślę, że z każdym następnym paleniem będzie coraz mocniejsza. Nie miałam problemu z ładnym jej rozpaleniem, już po 1,5 godziny zrobił się całkiem fajny basenik.
Podoba mi się to, że Glisterning Star nie jest iście świąteczna. Oznacza to, że nie wyląduje w pudle w szafie i nie będzie czekała do kolejnego grudnia. Będę cieszyć się zapachem przez kolejne zimowe wieczory, aż do wiosny.
Już wkrótce kolejna recenzja zapachu, który towarzyszy mi w obecnej porze roku. Zapraszam :-)
Na mnie nie wywarł on wielkiego wrażenia o dziwo. Ale właśnie fajnie, że pasuje ogólnie na zimę, a nie tylko na okres świąt 😉
OdpowiedzUsuńKupiłam sobie wosk o tym zapachu. Jestem z niego zadowolona. 😊
OdpowiedzUsuń