piątek, 28 sierpnia 2015

61. Natasza Socha "Rosół z kury domowej"



Każdy kto lubi czytać ma swoich ulubionych autorów, których tytuły bierze w ciemno. Ja także. Wśród polskich pisarek to między innymi właśnie  powieści Nataszy Sochy lądują na mojej półce od razu, bez zastanowienia. To po jej powieści sięgam z ogromną przyjemnością bez obaw, że się zawiodę.
Jej słodko-gorzkie historie z domieszką czarnego humoru są dla mnie ideałami polskiej powieści obyczajowej. Autorka w swych książkach porusza tematy bardzo "na czasie". Zarówno  "Macocha" jaki i "Maminsynek" były tego doskonałym przykładem. Teraz dołączyła do nich świetna nowość pt. "Rosół z kury domowej". Jeżeli jeszcze nie znacie pióra Nataszy to musicie koniecznie wybrać się do księgarni!

Kura domowa to potoczna nazwa kobiety zajmującej się domem. Jej codzienne obowiązki to m.in. pranie, sprzątanie, gotowanie, zajmowanie się dziećmi (i mężem), dbanie o ogród, robienie zakupów i wiele, wiele, wiele więcej. Każda z nas była z pewnością taką kurą domową, chociaż przez krótki czas w swoim życiu. Najczęściej wtedy, gdy pojawia się w naszym domu małe dziecko. To na barki kobiety zazwyczaj spadają obowiązki wychowawcze i zajmowanie się gospodarstwem domowym. Często jest tak, że jest niedoceniana przez męża/partnera zapomina że nadal jest kobietą. Bo przecież musi być przede wszystkim matką i żoną...i sprzątaczką, praczką, księgową, szoferem,kelnerką i tak w nieskończoność.

Wiktoria jest "grubo" po trzydziestce, z zawodu architekt, z zamiłowania...pani domu. Z początku Wiktoria dobrze czuła się w roli kury domowej, przez wiele lat służyła mężowi pomocą niemal we wszystkich pracach domowych,ba...ona za niego wykonywała nawet typowo męskie zajęcia. Niestety nie wyszło to Wiktorii na zdrowie, mąż tak bardzo docenił zaangazowanie  w prace domowe, że znalazł sobie kochankę.
Zrozpaczona dziewczyna postanowiła uciec do Niemiec do ciotki Klary. Tam próbuje leczyć złamane przez męża serce i przy okazji nawiązuje nowe przyjaźnie. Judith, Lea i Mara to nowe koleżanki, tak bardzo różniące się od siebie, ale mające wspólny cel. Jest nim wyzwolenie się spod miana kury domowej. Wszystkie cztery tak samo ciężko zajmowały się domem i zapomniały o istnieniu kobiecości. Pewien intrygujący pomysł na który wpadają  pozwoli im przypomnieć sobie o byciu kobietą i sprawi, że mężczyźni zaczną je wreszcie dostrzegać.

Przyznam, że pomysł napisania powieści o kurach domowych to dla mnie strzał w dziesiątkę. Sama obecnie jestem na tym etapie swojego zycia, nie pracuję zawodowo, zajmuję się domem i dziećmi.Czasem mi tak dobrze, czasem źle,jak to w życiu. Z najwiekszą przyjemnością przeczytałam książkę o kobietach podobnych do mnie. Chcoiaż nie mogę narzekać na mojego męża, to wiadomo...każda z nas chciałaby być doceniana bardziej.
Natasza Socha ubawiła mnie "Rosołem z kury domowej", śmiałam się i współczułam bohaterkom na zmianę. Rozumiałam je doskonale i łączyłam się z nimi w bólu. Świetnie skonstruowana powieść to gwarancja dobrej zabwy przy czytaniu.
Autorka niesamowicie bawi się słowem, perfekcyjnie odkrywa tajniki kobiecej psychiki by nadać książce ten wyjątkowy ton.Do tej pory nie spotkałam się z autorką, która tak trafnie i z humorem potrafi opisać wiele codziennych problemów, z którymi borykają się przedstawicielki płci pięknej.To wręcz obowiązkowa lektura dla każdej, nie tylko zajmującej się domem, kobiety.

Jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości, czy czytać "Rosół z kury domowej" to rozwiewam je natychmiast. Sięgnijcie po tę cudowną, optymistyczną i zabawną powieść z drugim dnem a przekonacie się, że pozostaniecie fankami Sochy już zawsze!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Autorce oraz wydawnictwu Pascal.

Moja ocena 6/6

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Wojciech Witkowski "Burzliwe dzieje pirata Rabarbara"




Część z Was z pewnością pamięta go z dzieciństwa, sympatyczny pirat uśmiechał się do nas z telewizyjnego ekranu a dzieci razem z nim nuciły słynną piracką pieśń:

Bum cyk-cyk i rata-rata,
Nie ma to jak los pirata,
Kto na drodze raz mu stanie
Z tego kasza na śniadanie!

Wydawnictwo Bis postanowiło przypomnieć nam o tej nieco zapomnianej postaci wydając trzy wspaniałe książki o przygodach popularnego Rabarbara.



Tytułowego bohatera poznajemy w momencie, gdy razem z załogą płynie na statku o zabawnej nazwie Kaczy Kuper. Z racji tego, że nasz pirat był ogromnym buntownikiem, nie zagrzał dlugo na statku. W drodze do domu czeka go wiele przygód, m.in. pomaga mewie, która lada chwila ma znieść jajko i spotyka ludożerców, którzy chcą zjeść go na obiad. Kiedy dociera do swojej żony Barbary, najpierw napycha się pyszną grochówką a potem wpada na genialny pomysł, że zostanie piratem.

W międzyczasie Rabarbar pragnie mieć syna. Kiedy rodzi się upragniony potomek wraz z zoną Barbarą kłócą się niemiłosiernie o imię pierworodnego! Barbar czy Babarbar? ani jedno, ani drugie. Po sprzeczce rodzice dochodzą do wniosku, że synek będzie nazywał się Krztynek. Trzeba szybko zrobić kołyskę, bo dziecko nie a gdzie spać...a spać lubi pirat Rabarbar i zasypia szybciej niż maluszek.
Te i inne przygody pirata, który wcale straszny nie był, przeczytacie w książce "Burzliwe dzieje pirata Rabarbara".


Najpierw książkę przeczytała moja 9-letnia córcia. Owa lektura bardzo jej poprawiła humor, bo co rusz słyszałam z jej pokoju śmiech. Za jakiś czas sama zabrałam się za czytanie i już wiedziałam skąd ten dobry humor. Przygody Rabarbara są napisane fantastycznym językiem.Trudno się dziwić, że podoba się on dzieciom, gdyż mnóstwo w nim żartów i pirackiego słownictwa. W każdym rozdziale dzieje się coś zupełnie nowego a każda przygoda jest opowiedziana z taką dynamika, że dziecko z pewnością nie zanudzi się.

Książka posiada też trochę ilustracji, na tyle mało żeby móc ją uznać za lekturę dla nieco większych dzieci a na tyle dużo, że świetnie obrazuje postać pirata i jego wyczyny. Bardzo chętnie sięgnę po dwa kolejne tomy przygód Rabarbara, nie tylko z racji uciechy dzieci, ale by wrócić na chwilę do czasów mojego dzieciństwa.
Polecamy!

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Bis.

Nasza ocena: +5/6

60. Arleta Tylewicz "Szczęście do poprawki" - recenzja przedpremierowa



Jak dobrze znasz swojego męża? Na ile procent jesteś pewna, że będziesz jego jedyną partnerką do końca życia? Chyba każda z nas czasem zadaje sobie takie pytania i pewnie stwierdza, że żadnej pewności mieć nie można. Debiutancka powieść Arlety Tylewicz będzie Was utwierdzała w przekonaniu, że w małżeństwie wszystko może się zdarzyć. W razie, gdy jesteście w podobnej sytuacji jak Jagoda, ta historia was pocieszy i zasieje ziarenko nadziei. To co dobre, jeszcze przed Wami!

Jagoda ma męża, pracę, jest szczęśliwa. Do czasu...gdy okazuje się że jej mąż ma romans.Nie taki zwykły, przelotny, który można puścić w zapomnienie w imię dobra rodziny. Ten romans to coś poważnego, trwa już trzy lata i nie wygląda na to, żeby miał się skończyć. Jagoda jest załamana, za radą przyjaciółki Magdy wyjeżdża na wieś. Spokojne sielskie klimaty z dala od niewiernego męża mają pomóc Jagodzie stanąć na nogi i naładować się pozytywną energią. Mili państwo, u których dziewczyna się zatrzymuje, otaczają ją wyjątkową serdecznością i gościnnością. Jagoda poznaje też Wiktora,mężczyznę, dzięki któremu spojrzy inaczej na otaczający ją świat i problemy małżeńskie. Żeby jednak nie było aż tak sielankowo los zafunduje naszej bohaterce sporą niespodziankę, która najpierw okaże się nie lada szokiem a potem ogromnym szczęściem.

Może się wydawać, że fabuła powieści Arlety Tylewicz jest banalna i pospolita. Fakt, książek o zdradzających małżonkach, leczeniu ran i szczęśliwych zakończeniach jest mnóstwo wsród polskiej literatury obyczajowej. Nic dziwnego, że "Szczęście do poprawki" będzie z tego powodu otrzymywało różne opinie. Owszem, książka jest przewidywalna i niczego nowego nie wnosi do czytelnictwa, ale zapewniam, że od czasu do czasu taka lektura jest zwyczajnie potrzebna.
Bohaterka powieści została ukazana w sposób prawdziwy,bez trudu mogłam wczuć się w ta postać a nawet poczuć do niej nić sympatii. Jagoda może trochę za bardzo naiwna i roztrzepana, dała w końcu sobie szansę na ułożenie od nowa życia. Poznajemy ją na najtrudniejszej z życiowych sytuacji- kiedy odchodzi od niej ukochany mąż. Rola zdradzonej jest trudna dla każdej kobiety, która przeżyla podobną historię z partnerem. Zdrada jest i będzie jednym z najbardziej stresujących przeżyć. Powieść "Szczęście do poprawki" będzie zatem idealna lekturą na pocieszenie dla wszystkich, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji. Pełana ciepła, dająca nadzieję na lepsze jutro spodoba się kobietom szukającym ukojenia na kartkach książek.

Czy mnie się podobała? Tak. Może nie jestem jakoś wybitnie nią oczarowana, ale przeczytałam z dużą przyjemnością. Lekki język autorki sprawił, że książkę czyta się szybko a strony "znikają" w błyskawicznym tempie. Styl pani Arlety przypominał mi powieści  Krystyny Mirek, najbardziej "Podarunek". Jeśli i Wam podobała się ta książka to z czystym sumieniem polecam "Szczęście do poprawki".

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu:





Moja ocena 5/6

sobota, 22 sierpnia 2015

59. Arno Strobel "Trumna"



Każdy z nas śni, czasem naszą wyobraźnię nocną wypełniają błogie obrazki, widzimy ludzi których już z nami nie ma, przeżywamy coś po raz kolejny. Czasem sny są tak piękne, że aż żal się budzić a czasem miewamy koszmary. Z pewnością pamiętamy ten najgorszy koszmar, ten z którego chcieliśmy się już w tej chwili wydostać, obudzić się i odetchnąć z ulgą. Najgorzej jest wtedy, gdy zły sen staje się makabryczną rzeczywistością.

Eva budzi się w trumnie. Jest w takim szoku, że zupełnie nie wie co robić. Niczego nie pamięta, jest zdana na siebie i w dodatku wydaje jej się, że zaraz umrze. Ten koszmar trwa dopóki Eva z wycieńczenia nie zapadnie w sen. Kiedy kolejny raz otwiera oczy jest w swoim łóżku, w swojej własnej pościeli, bezpieczna i spokojna. Niestety to co wydaje się tylko koszmarem daje o sobie znać w postaci śladów na ciele Evy. Poobijane ręce, zdrapane paznokcie i siniaki świadczą o tym, że kobieta toczyła z kimś lub czymś walkę. Wszystko wskazuje na to, że naprawdę była zamknięta w trumnie i próbowała się z niej wydostać.Niestety znów niczego nie pamięta. Sytuacja pogarsza się, gdy na jaw wychodzi, że przyrodnia siostra Evy została znaleziona martwa...zamknięta w trumnie. umysł Evy zaczyna szaleć, kobieta nie wie co jest snem a co jawą. Nie umie sobie wytłumaczyć jak znajduje się w skrzyni a potem budzi się w swoim pokoju. W dodatku te ślady na ciele...to wszystko powoduje, że Eva potrzebuje pomocy psychiatry. Czara goryczy przepełnia się, gdy ktoś próbuję zastraszyć Evę zostawiając jej w domu jednoznaczne wiadomości. Eva ma być kolejną ofiarą. Do akcji wkraczają komisarze Bernd Menkhoff i Jutta Reithöfe, którzy nie spoczną, póki nie wyjaśnią co się dzieje w umyśle i życiu Evy.

Początek najnowszego thrillera "Trumna" zapowiadał naprawdę mocno klaustrofobiczną książkę.Eva budzi się zamknięta w trumnie, oszołomiona i przerażona. Nic dziwnego, to naturalne odruchy, każdy z nas pewnie przezył by koszmar znajdując się na miejscu bohaterki "Trumny". Zagranie autora miało na celu wywołać strach i panikę także u czytelnika, szczególnie takiego z fobią zamnkniętej przestrzeni. U mnie się to udało, czułam się fatalnie czytając fragmenty, gdy Eva była zamknięta w drewnianej skrzyni, całkowicie odizolowana od świata i zdana wyłącznie na siebie. Na szczęście tych fragmentów było na tyle mało, że nie musiałam odkładać książki na potem. Wręcz przeciwnie, wciągnięta na maksa w fabułę brnęłam dalej i dalej by dowiedzieć się czym uraczy nas autor w dalszej części książki. Wątek pracy komisarzy pozwolił mi na chwilę wytchnienia od traumatycznych przezyć Evy. Całość ciekawie i logicznie zgrana ze sobą tworzy thriller wywolujący ciarki na całym ciele. Lekki język i błyskawiczne toczenie się akcji do przodu powodowały, że strony w czytniku śmigały mi wyjątkowo szybko.
Jedyne co mnie ciut zaskoczyło to zakończenie. Spodziewałam się takiego finiszu na wielkie WOW, a otrzymałam trochę trudne do uwierzenia suche fakty. Być może Arno Strobel chciał bardziej wyjaśnić sprawę niż zaszokować czytelników, ale coż...jedno z drugim nie musiało się przecież wykluczać. Trochę naiwne zakończenie nie do końca mnie satysfakcjonuje, ale i tak ogólnie oceniam "Trumnę" jako świetny dreszczowiec. To było moje drugie spotkanie z piórem tego autora i z pewnością nie ostatnie. Na półce w domu czeka jeszcze jedne jego książka i obym znow się nie zawiodła.
Polecam "Trumnę" dla ludzi o mocnych nerwach i szukających w książce trochę mocniejszych niż zwykle wrażeń. Nie jest to idealny thriller wszech czasów, ale zasługuje na dobrą ocenę i miano jednego z ciekawszych jakie czytałam.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.

Moja ocena -5/6

środa, 19 sierpnia 2015

58. Maggie O'Farrell "Kiedy odszedłeś"






Są takie powieści, które zmuszają do głębokich refleksji w trakcie i długo po czytaniu. "Kiedy odszedłeś" to powieść nostalgiczna, smutna, ale pięknie ukazująca uczucia.Mnie od razu zaintrygował tajemniczy opis na okładce i piękna okładka. Zapowiadała się książka, którą warto przeczytać Skusicie się na odrobinę wzruszenia?

Alice Raikes wybiera się w podróż do Szkocji, by odwiedzić najbliższą rodzinę. Kiklugodzinna podróż przebiega bez większych zakłóceń. Gdy dociera na miejsce spotyka się z siostrami, lecz chwilę póżniej dzieje się coś tak strasznego, że Alice musi wracać natychmiast do Londynu. Nie mówiąc  co zobaczyła,wsiada z powrotem do pociągu, zostawiając zszokowane siostry na peronie. To nie koniec dramatycznych zdarzeń, jkie czekają tego dnia Alice. Podczas powrotu do domu ulega ona wypadkowi i zapada w głęboką śpiączkę. Bliscy czuwają przy jej łóżku, zastanawiając się czy był to "tylko" wypadek czy może próba samobójcza.
Podczas śpiączki Alice wędruje pomiędzy swoimi wspomnieniami...dzieciństwo, lata młodości, płomienny romans, to wszystko wypełnia jej myśli i wraca ze zdwojoną siłą. Rodzina czuwająca przy jej szpitalnym łóżku przeżywa koszmar. W trakcie całego stresu jaki odczuwają na jaw wychodzą pewne tajemnice rodzinne. Jaki będzie finał całej historii?

Alice nie miała łatwego dzieciństwa. Toksyczna matka oraz wieczne życie w cieniu swoich pięknych sióstr dało się we znaki Alice. Bez trudu czytelnik może wsiąknąć w psychikę głównej bohaterki, wkroczyć z zakamarki jej duszy i razem a nią przezywać trudy życia. Autorka na  przykładzie Alice pokazała czytelnikowi jaki wpływ na dorosłe życie na dzieciństwo. Czym skorupka za młodu nasiąknie...
Książka została tak napisana, że z początku z trudnością łapałam wątki. Kiedy jednak pomału zatracałam się w czytaniu historia wydała mi się coraz ciekawsza. Nie zrażajcie się początkowym chaosem w fabule. Autorka specjalnie namiesza w głowie, będziecie błądzić po przeszłości i teraźniejszości, bo za chwilę połączyć wszystkie wątki w jedną spójną całość.
Maggie O'Farrell poruszyła w swej powieści tematy trudne, miłość, śmierć, strata. Wszystko co przeżywany najmocniej, najgłębiej.Powieść wypełniona  smutkiem i melancholią, nie należy do lektur łatwych, ale zmusza do zastanowienia się nad swoim życiem. Od czasu do czasu takie historia są nam potrzebne.

Warto również zwrócić uwagę na wydanie książki, dokładnie takie jak lubię. Przepiękna nastrojowa i nieco tajemnicza okładka, sztywna okładka, przyjemny w dotyku papier. To wszystko sprawia, że powieść czyta się jeszcze przyjemniej.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Sonia Draga.
Moja ocena 5/6


piątek, 14 sierpnia 2015

57.Maryla Szymiczkowa "Tajemnica domu Helclów"



Literacka zagadka roku- taki napis kusi nas na okładce i przyznaję, że wpadł mi w oko. Dodatkowo tajemnicza, nieco mroczna okładka dodała szczyptę niepewności i zaintrygowała mnie na tyle, że chciałam "Tajemnicę domu Helclów" przeczytać jak najszybciej.
Z kryminałami retro jakoś nie spotykam się często, zdecydowanie wolę wersje bardziej współczesne. Ostatni jaki czytałam to "Ostatnie wola" Joanny Szwechłowicz i byłam nim wręcz zauroczona. Czy tym razem będę mogła napisać równie pochwalną recenzję? Zaraz się przekonacie.

"Tajemnica domu Helclów" to książka, której autorami są Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński. Stworzyli oni duet powołując do życia pseudonim Maryli Szymiczkowej. Autorzy włożyli mnóstwo pracy nad książką i to jest niewątpliwy jej plus. Niestety, nie spodoba się ona fanom literatury współczesnej.

XIX wieczny Kraków.Profesorowa Zofia Szczupaczyńska jest osobą bardzo dostojną, u boku męża lekarza może liczyć na wszelkie wygody. Nieco wścibska, trochę samolubna postać gra w książce pierwsze skrzypce. Pewnego dnia w domu opieki zwanym Domem Helclów dochodzi do zaginięcia jednej z podopiecznych. Staruszka zniknęła i ślad po niej zaginął. Profesorowa mocno zaintrygowana aferą Domu Helclów bacznie przygląda się sprawie. Wkrótce staruszka znajduje się martwa na strychu, nie wiadomo jak tam weszła, ani czy śmierć była przypadkiem czy może morderstwem? Niestety to nie jedyna ofiara domu opieki,w niedługim czasie zacznie znikać coraz więcej starszych osób a do wyjaśnienia zagadki coraz bliżej. Ciekawska Szczupaczyńska postanawia za wszelką cenę doprowadzić sprawę do końca i złapać winnego.Jakie będą efekty?Zapraszam!

Autorzy doskonale oddali klimat tamtych czasów a przede wszystkim dawnego Krakowa. Tu nie ma się do czego przyczepić, bo książka będzie nie lada gratką dla miłośników takiej literatury. Będzie też sporo satyry, więc jeśli lubicie humor w wydaniu retro to również polecam. Przyczepię się do czegoś innego, przede wszystkim na pewno nie jest to żadna zagadka roku, ponieważ do dobrego kryminału jej sporo brakuje. Całą fabułę bardziej zaliczyłabym do powieści detektywistycznej, jest zagadka, są znikające staruszki, poszukiwanie winnego.Właściwie tyle.Brakowało mi atmosfery strachu i ciekawości narastającej z każdą stroną, co dalej? Momentami niestety mocno wiało nudą a akcja stała w miejscu.
Kolejnym minusem całej książki był język.żeby było jasne- minusem dla mnie, zdaję sobie sprawę, że dla wielbicieli będzie to smakowity kąsek. "Tajemnica domu Helclów" jest napisana bardzo pięknym, ale trudnym językiem. Chyba był to główny powód tego, że gubiłam się w wątkach i męczyłam się czytaniem. Niestety odrywanie się od lektury i sprawdzanie w Wikipedii co chwilę co znaczą takie słowa jak "antyszambrować" czy "prebendariuszka" skutkowało by czytaniem jej przez dwa tygodnie. Tak więc zrozumiałam pobieżnie wyrazy brzmiące obco i już. Ja nie jestem żadnym krytykiem literackim, tylko zwykłą dziewczyną lubiącą książki i tyle. Literacka zagadka faktycznie była, bo musiałam zgadywać mniej więcej na każdej stronie co oznaczają podobne wyrazy. Może to świadczy o tym, jak mało jeszcze wiem?

"Tajemnica domu Helclów" może się podobać, ale ja mówię NIE takim pozycjom. Nie dla mnie styl autorów i mało ciekawa akcja. Z pewnością szybko zapomnę o niej, ale niech każdy sobie sam wyrobi zdanie na jej temat. Być może to będzie właśnie dla Was strzał w dziesiątkę?

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Znak Literanova.

Moja ocena 3/6

czwartek, 13 sierpnia 2015

56. Gail McHugh "Collide"






Czy byliście kiedyś w sytuacji, gdy Wasze serce miotało się pomiędzy tym co wypada a tym co by chciało?Jak to jest być w tak zwanym miłosnym trójkącie i czy można z niego wyjść, tak by nie skrzywdzić nikogo? Wydaje się wręcz niemożliwe, bo kwestia uczuć jest tak delikatna, że wystarczy niewiele by serce rozsypało się na kawałeczki.Co w takiej sytuacji zrobi  Emily, bohaterka powieści? Wybierze obecnego partnera, czy Gavina, do którego jej serce zaczyna coraz mocniej bić?

Emily po śmierci mamy pragnie rozpocząć nowe życie. Wraz ze swoim narzeczonym Dillonem wyjeżdźa do Nowego Jorku i zamieszkuje u swojej przyjaciółki. Dziewczyna jest bardzo łatwowierna i nie widzi prawdziwych cech swojego chłopaka Dillona. Uparcie twierdzi i udowadnia całemu światu, że jest szczęśliwa z samolubnym i agresywnym narzeczonym. Sytuacja zmienia się o 180 stopni, gdy Emily poznaje Gavina. Między obojgiem pomału, stopniowo rodzi się uczucie. Niestety Gavin jest kolegą Dillona a Emily próbuje wyjść z całej sytuacji z twarzą. Nie chce zranić nikogo, ale przecież tak długo nie może żyć. Dziewczyna musi wybrać pomiędzy problematycznym chłopakiem a nowym i intensywnym uczuciem do Gavina.Jaką decyzję podejmie Emily?

"Collide" jest powieścią zaliczaną do modnego ostatnio New Adult, niby romans, trochę erotyki, nieskomplikowana fabuła skierowana głównie do młodzieży. Książka świetnie wpasowuje się w te klimaty i idealnie sprawdzi się w rękach młodych czytelniczek. Mnie trochę rozczarowała. Główna bohaterka działała na mnie jak czerwona płacha na byka, swoim niezdecydowaniem i naiwnością sprawiła, że nie polubiłam jej w żadnym stadium książki. Cała fabuła też jak dla mnie mocno zwyczajna,  bo o trojkątach miłosnych czytamy wszędzie. Prawie każdy romans traktuje o trudnych wyborach i konsekwencjach. Nic specjalnego i nowego nie znalazłam w powieści "Collide", ale...no własnie. Ta książka ma coś w sobie, że mimo swojej przewidywalności, bo od początku doskonale wiemy jak cała historia się skończy, jest wciągająca i czyta się ją wyjątkowo szybko. Dzieje się tak, ponieważ napisana jest łatwym i prostym językiem.Właściwie to ciężko mi ocenić jednoznacznie "Collide", bo czyta się z przyjemnością, ale książka raz wciąga a raz potwornie nudzi. Raz bawi a innym razem irytuje. Sami musicuie się przekonac jak ją odbierzecie.
Zakończenie było chyba najlepszą częścią powieści i skutecznie zrekompensowało mi wszelkie wcześniejsze braki.Apetyt na dalszą część zaostrzony.

Podsumowując, "Collide" jest powieścią, którą warto przeczytać, jednak nie jest to książka, która Was zachwyci. Przynajmniej ja wkrótce zapomnę o czym była, chyba, że druga część, która wkrótce się pojawi, sprawi że zmienię zdanie to losach Emily, Gavina i Dillona.

Za udostepnienie egzemplarza recenzyjnego dziękuję wydawnictwu Akurat.



Moja ocena 4/6