środa, 25 lutego 2015

15. Natasza Socha "Maminsynek"

Recenzja przedpremierowa



Po tym jak zauroczona byłam  świetną "Macochą" wiedziałam, że pani Socha i tym razem nie zawiedzie swoich wielbicieli, ale żeby stworzyć książkę, przy której parskałam śmiechem co chwila? To się praktycznie nie zdarza!
Czułam to w kościach...jedno spojrzenie na okładkę i przepadłam na dobre, chciałam ją mieć już...szybko.Opis od razu wydał mi się zapowiedzią do dobrej zabawy z książką w ręce.

"Maminsynek" podzielony jest na dwie części. Pierwsza to historia Leandra i on jest w niej narratorem. Poznajemy świat widziany jego oczami. Leadner to duży chłopiec już po trzydziestce nadal mieszkający z mamą. Ich związek uczuciowy jest tak głęboki, że moje uczucia z mężem nie dorastają im do pięt :-) Nie sądziłam że można TAK kochać matkę i odwrotnie. A może przede wszystkim odwrotnie.
Leander jest oczkiem w głowie swojej mamy, sama go urodziła w domu na poddaszu, nie dopuszczając nawet położnej na kontrolę, chciała go zaszczepić przeciw wszystkim chorobom świata a gdy wreszcie poszedł do szkoły, by się trochę usamodzielnić, matka przez dwa tygodnie siedziała na kasztanowcu obserwując synka przez lornetkę. Spali razem do 13 roku życia (tak, dobrze przeczytaliście...trzynastego!),a kiedy siłą fizjologii musieli przestać mama nadal śpiewała Leandrowi kołysanki :-)
Nadopiekuńczość aż kipiała z każdej strony książki. Czytałam i nie wierzyłam własnym oczom do czego może być zdolna matka, kiedy otacza swoje dziecko tak napastliwą miłością. Sama jestem matką córki i syna i o zgrozo zachowuję zdrowy rozsądek. Uff...nie doczytałam ani jednej podobnej cechy między mną a matką bohatera.

Leander miał w swoim życiu kilka kobiet, ale skończyło się na niczym, zgadnijcie dlaczego? Tak, bo żadna nie odpowiadała JEGO mamie. Żadna też nie mogła zrozumieć, że zamiast randki jest ważniejszy prawie przeciekający dach (z naciskiem na słowo prawie) oraz umierający czterdziestoletni kot! To faktycznie nie mogło poczekać.Tak sobie odchodziły kolejne kandydatki na żonę aż zjawiła się Amelia i odpuścić tak szybko nie chciała...

W drugiej części poznajemy wersję Amelii. Dziewczyna z twardym charakterem i wyjątkową dawką cierpliwości postanowiła zmierzyć się z Leadnrem, a raczej jego stałym dodatkiem jakim była mamusia. Nie był to łatwy orzech do zgryzienia,czy sobie poradzi? Czy Lenader będzie skłonny założyć rodzinę i chociaż trochę się usamodzielnić? Musicie się przekonać!

Natasza Socha napisała  tryskającą humorem, ale prawdziwą historię że płakałam ze śmiechu, a jednocześnie było mi żal bohaterów. Amelii, że musi walczyć o uczucia mężczyzny którego kocha, Leandra, że nie potrafi wydorośleć i wyfrunąć spod skrzydeł. Matki też mi było żal, że nie umiała kochać nikogo poza synem. Niestety znam podobny przypadek osobiście.
Podobało mi się wszystko w tej książce, od czasów "Houston, mamy problem" Grocholi nie ubawiła mnie żadna! Dopracowana okładka, styl autorki, jej poczucie humoru sprawiły, że jest to jedna z moich ulubionych książek i na pewno najzabawniejsza!Przy fragmencie "ręce na kołdrę!" nie wytrzymałam i śmiałam się tak głośno, że mąż dziwnie się patrzył. Kto przeczyta będzie wiedział co mam na myśli.
Polecam każdemu! Nawet szwagier obiecał, że przeczyta. Po prostu musicie mieć "Maminsynka"!

Za egzemplarz dziękuję autorce oraz Wydawnictwu Filia!

Moja ocena 6/6

wtorek, 24 lutego 2015

14. Lydia Netzer "W blasku gwiazd"







Zdarza mi się czasem tak, że jeden rzut oka na okładkę i już wiem, że książka będzie moja. Czytając potem opis wydawcy decyduję czy chcę ją na pewno czy też nie. Z książką Lydii Netzer było podobnie, z tym, że tematyka wydała mi się bardzo ciekawa, odrobinę tajemnicza, w każdym razie w moim stylu.

Historia młodej kobiety i jej rodziny wciągnęła mnie na całego.Sunny wraz z mężem i synkiem prowadzi spokojne życie. a raczej bardzo stara się by było normalnie, jak w każdej rodzinie.Nie każdy bowiem ma męża, który pracuje dla NASA i wyleciał z misją z kosmos, oraz czteroletniego synka chorego na autyzm.
Pewnego dnia jadąc samochodem Sunny ma wypadek w którym przez nieuwagę z głowy spada jej peruka. Wszyscy w miasteczku po raz pierwszy odkrywają, że kobieta jest całkowicie łysa. Nie mają pojęcia, że Sunny taka się urodziła, zupełnie bez włosów. Od jakiegoś czasu, konkretnie od momentu gdy miała zostać mamą, Sunny chciała przybrać postać normalnej kobiety. wtedy też zdecydowała, że będzie nosić perukę.
Teraz będzie musiała zmierzyć się z osądami ludzi i stawić czoła tajemnicom z przeszłości.

W opisie wydawcy możemy przeczytać, że "Sunny jest piękna i szczęśliwa. Żyje w świecie, w którym wszystko jest uporządkowane. Mieszka na spokojnym przedmieściu, jest mamą czteroletniego chłopca, świetnie radzi sobie z jego chorobą – autyzmem.". Odniosłam zupełnie odwrotne wrażenie, dla mnie Sunny była nieszczęśliwa, dusiła się w związku z Maxonem a opieka nad chorym dzieckiem wykraczała poza jej możliwości.Mąż okazał się świetnym naukowcem, zapatrzonym w swoje dzieła jakim były roboty, jednak partnerem był kiepskim.Zostawił żonę zdaną samą na siebie,w dodatku w zaawansowanej drugiej ciąży.
Jak gdyby mało było wszystkiego, matka Sunny leży umierająca w szpitalu a Maxon być może nie wróci już nigdy ze swojej misji.

Strasznie trudne przeżycia i dylematy stały przed bohaterką "W blasku gwiazd". Została sama z mnóstwem problemów i musiała sobie radzić dla dzieci, dla męża, którego pomimo, że obwiniała o wszelkie zło (nawet o autyzm synka) to bardzo kochała.
Autorka w obyczajową historię zgrabnie wplotła momenty zupełnie magiczne jak dla mnie. Wyprawa w kosmos...nawet gdybym chciała, to ciężko mi sobie to wyobrazić. Roboty, kolonizacja Księżyca, brzmi nieco abstrakcyjnie i tajemniczo, dla mnie zwykłego czytelnika. Przez to ciekawie mi się czytało tą książkę i była inna niż się spodziewałam.

Podobało mi się, że Sunny nie była postacią wyidealizowaną.Na tle swoich niedoskonałości, tajemnic jakie w sobie skrywała i problemów z jakimi się zmierzała, stworzenie bohaterki pełnej zrozumienia dla otaczającej sytuacji było by po prostu sztuczne. Dobrze, że Sunny się buntowała, domagała się pomocy i uwagi od męża, osądzała właściwie sytuacje i starała się żyć normalnie. Dla czytelnika, taki obraz bohaterki jest realny i można się z nim utożsamiać.

"W blasku gwiazd" to powieść o trudnej miłości naukowca i dziewczyny bez włosów, która robi wszystko by ich życie było zwyczajne. To historia chłopca, który pomimo autyzmu jest niezwykłym łącznikiem świata Maxona i Sunny.To książka o sile miłości trwającej od dzieciństwa i cierpliwości, jaką trzeba wykazać, by na to uczucie poczekać. Polecam!

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Black Publishing.

Moja ocena 5/6






sobota, 21 lutego 2015

13.John Green "Gwiazd naszych wina"







Miałam na uwadze tą książkę od jakiegoś czasu.Świetne opinie czytelników tym bardziej skłaniały mnie ku przeczytaniu "Gwiazd naszych wina". Jak się już nie raz przeczytałam, o gustach się nie dyskutuje. Książka nie spełniła moich oczekiwań, bo chyba za bardzo gdzieś w mojej głowie wymyśliłam sobie, że to będzie wybitne dzieło o którym nie będę mogła długo zapmnieć. Być może właśnie za wysoko podniesiona poprzeczka sprawiła, że poczułam rozczarowanie. Nie, żeby mi się nie podobała, bo oceniam ją pozywywnie i jest to pozycja warta uwagi, ale czułam się nieodpowiednim odbiorcą. Dlaczego?
O tym nieco póżniej.
John Green stworzył historię dwojga młodych ludzi, ba, właściwie nastolatków borykających się z ciężką chorobą.Hazel ma raka, jej stałym "przyjacielem" jest aparat podtrzymujący pracę jej płuc. Hazel stara się żyć normalnie, ale doskwiera jej samotność. Na spotkaniu grupy wsparcia, na które uczęszcza, poznaje Augustusa Watersa. Chłopiec także jest bardzo chory, ma protezę jednej nogi. Przyjażń szybko przeradza się w silne młodzieńcze uczucie.
Hazel ubóstwia książkę "Cios udręki" i tą fascynacją zaraża także Augustusa. Oboje jadą na spotkanie z autorem, by dowiedzieć się zakończenia, które nigdy nie zostało napisane. Ta podróż odmieni ich życie, ale czy padną odpowiedzi na poszukiwane pytania? Może trzeba będzie poczekać na nie nieco dłużej?

"Gwiazd naszych wina" porusza ważny problem naszych czasów, jakim jest choroba nowotworowa. Problem ten coraz częściej dotyczy też ludzi młodych i (o zgrozo!) małych dzieci. Zawsze wtedy czuję gniew, niesprawiedliwość i smutek.Dlaczego nie ma lekarstwa na raka? Jak można mu zapobiec? Boję się tej choroby,tym bardziej, że coraz więcej osób z mojego otoczenia walczy z nowotworem. Warto, by zwłaszcza młodzież sięgnęła po książkę Greena, by uświadomić sobie, że rak nie wybiera. Pośród beztroskiego dzieciństwa czy młodości, imprez, pierwszych miłości jest także ból, cierpienie, choroba a czasem nawet śmierć.
Dlaczego zatem, nie jestem nią oczarowana? Bo w moim odczuciu jest to ksiązka typowo młodzieżowa, owszem z ogromnym przesłaniem, lekcją życia, morałem, ale jednak...
Styl mnie nie porwał, oczekiwałam chyba czegoś bardziej "dorosłego". Jest mnóstwo innych książek o walce z chorobą, które wzruszały mnie do łez, tą przeczytałam z ciekawością, ale czegoś mi zabrakło.
Dobrze, że jest taka powieść, która podoba się młodszym ode mnie. Przecież nie można wszystkim idealnie trafić w gust. Spróbuję jeszcze obejrzeć film, może on bardziej do mnie "przemówi"?

Za książkę dziękuję Iwonce :-)

Moja ocena 4/6

czwartek, 19 lutego 2015

12.Sophia Loren "Wczoraj, dziś, jutro. Moje życie"

 Przedpremierowo:

Przeglądając mojego bloga, można łatwo wywnioskować jakie książki lubię. Można też zauważyć, że biografii nie czytam prawie wcale. Co mnie skłoniło, do przeczytania historii życia Sophii Loren? Chyba fakt, że o tej sławnej włoskiej aktorce tak na prawdę nie wiedziałam nic.
Teraz po lekturze, mogę śmiało napisać, że moja wiedza się powiększyła znacznie i cieszę się z tego faktu. Jakoś miłośniczką starego kina nie jestem, ale zupełnie nie przeszkadzało mi to w odbiorze książki.

Sophia Loren zaczyna opowiadać czytelnikom swoją historię w przeddzień Wigilii. Dom jest pełen radosnych okrzyków dzieci i wnuczki Sophii, a ona sama krząta się po kuchni przygotowując struffoli (małe słodkie smażone kulki). Nadchodzące święta Bożego Narodzenia skłaniają aktorkę do wspomnień, a otworzona na nowo mała sekretna szkatułka pełna zdjęć, telegramów i listów sprawia, że emocje wracają.

Historia, którą opowiada aktorka jest opisana bardzo pięknie i szczerze. Nic tu nie jest nad wyraz przereklamowane, tak jak było, jak odbierała to Sophia, tak opisała.Nie zawsze było kolorowo, chociaż my znamy ją z wielkiego ekranu i świata znanych osób. Początki kariery nie były usłane różami, Sophia musiała przyjmować krytykę, także ta dotyczącą wyglądu (najpierw była "wykałaczką" a potem zarzucano jej że ma zbyt krótką twarz, szerokie usta i długi nos). Dzieciństwo w Pozzuoli  pachniało głodem i ubóstwem.Wojna zaznaczyła swoje w biografii Sophii Loren.

Wygrana w konkursie piękności oraz epizod w Quo Vadis sprawiły, że Sophia była coraz bardziej popularna.  Kontrowersyjny związek z Carlem otworzył jej drogę do kariery. Miłość z Carlem była burzliwa, ponieważ po pierwszym ślubie, parę oskarżono o bigamię (Carl nie zdążył się rozwieść). Po zrzeczeniu się obywatelstwa włoskiego oboje mogli legalnie się pobrać.

Najsłynniejsze filmy Sophii Loren to m.in.Dwie noce z Kleopatrą, Złoto Neapolu, Wczoraj, jutro, dziś czy Matka i córka. Lista filmowa aktorki jest długa i pokażna. Jej kariera trwała ponad 60 lat, co wzbudziło mój ogromny szacunek do jej pracy.

Książka napisana jasno i zrozumiale, nawet dla kogoś takiego jak ja, który na co dzień z biografiami ma niewiele wspólnego, będzie łatwym przekazem informacji. W swojej opowieści pani Loren ujęła sporo prywatnego życia, dlatego książka jest interesująca. Polecam fanom aktorki, a także osobom, które ciekawi życie sławnych i zdolnych osób.

Za egzemplarz dziękuję Sebastianowi Nowakowi oraz Wydawnictwu Literackiemu.

Moja ocena +4/6

poniedziałek, 16 lutego 2015

11. Erica Spindler "W milczeniu"






Lubię kryminały Spindler, za każdym razem, gdy w zapowiedziach wypatrzę nową książkę mam na nią ochotę. Raz piszę świetnie, innym razem tylko poprawnie, ale nigdy się nie nudzę.

Tym razem czytamy o historii Avery Chauvin. Młoda dziennikarka po samobójstwie swojego ojca powraca w rodzinne strony. Małe miasteczko Cypress Springs jest niewątpliwie klimatyczne, ale też niesie ze sobą wiele tajemnic. Ludzie tu, jak to była w małych miejscowościach, wiedzą o sobie wszystko, wszystko widzą i oceniają. Avery trafia pod opiekę rodziny z którą kiedyś bardzo się przyjażniła. Matt i hunter to dwaj bracia, ktorzy w młodości walczyli o względy Avery. także i teraz nie odpuszczają w postawianiu sobie kłód pod nogi, by dziewczyna znów zwróciła na nich uwagę. Tylko, że Avery zamiast dylematów miłosnych ma inny problem, który nie daje jej spokoju. Nie wierzy w samobójstw ojca a porządkując jego dom znajduje tajemnicze pudełko, w którym ojciec trzymał wycinki z gazet dotyczące morderstwa młodej dziewczyny. Zaczyna się spirala niewyjaśnionych tematów...dlaczego ojciec Avery tak bardzo interesował się tym zabójstwem? Dlaczego na samobójstwo wybrał podpalenie, najbardziej bolesną i powolną śmierć, której z reguły samobójcy nie wybierają wcale? A może ktoś mu w tym pomógł?

Avery stara się rozgryżć mieszkańców Cypress Springs, kto jest na prawdę jej przyjacielem, a komu nie powinna ufać? Tym czasem w mieście zaczynają się kolejne serie morderstw a Avery jest w grupie potencjalnie zagrożonych.

Erica Spindler napisała bardzo dobry kryminał. Można wczuć się w sytuację bohaterki i poczuć ciarki na plecach. W książce jest i odrobina miłości, co czyni ją jeszcze przyjemniejszą w odbiorze. Domyśliłam się już w połowie książki, kto mógł stać za morderstwami, ale i tak nie zgadałam motywu.Autorka zwodziła mnie za nos jeszcze w kilku kwestiach i udało się jej trochę mnie zaskoczyć. Lekkie pióro i ciekawa zagadka do wyjaśnienia sprawiają, że zwyczajnie lubię ją  czytać.Brak opisów jest dodatkowym atutem, ponieważ ja w powieściach kryminalnych cenię przede wszystkim wartką akcję i ciekawych bohaterów, czego mi tym razem nie zabrakło. Mogę się pokusić o stwierdzenie, że to chyba najlepsza książka Spindler, jaką czytałam.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Mira Harlequin.
Moja ocena 5/6

czwartek, 12 lutego 2015

10. Elisabet Benavent "W butach Valerii"




Książkę "W butach Valerii" porównuje się do serialu "Seks w wielkim mieście", które go ja nie oglądałam, więc porównywać nie będę, może to i dobrze, bo nie lubię oceniać co było lepsze, kto z czego zgapił itd. Tym sposobem "W butach Valerii" jest dla mnie książką jedyną w swoim rodzaju, chociaż nie do końca w moich klimatach.
W swojej debiutanckiej powieści Elisabeth Benavent umieściła cztery bohaterki- Valerię, Nereę, Lolę i Carmen.. Valeria pisze powieści, chociaż jej to ostatnio kiepsko idzie,jej małżeństwo przechodzi kryzys, ponieważ Adrian, maż Valerii unika jej jak ognia. Z jakiego powodu? Może powodem jest jego śliczna, młoda asystentka?
Valeria głownie czas spędza na spotkaniach z przyjaciółkami i paplaniu o facetach.Pewnego dnia poznaje przystojnego Victora, któremu wpada w oko. Zrezygnowana walczeniem o uwagę męża postanawia ponieść się emocjom i rozpoczyna znajomość z Victorem. Czy w nim odnajdzie miłość swojego zycia? Czy historia skończy się happy- endem? Nie zdradzę.
Trzeba przyznać jedno...z tą historią nie można się nudzić. W książce prawie w ogóle nie znajdziemy opisów, tu ciągle się coś dzieje a dynamiczna akcja przeplatana jest non- stop dialogami bohaterek, które nie kryją swoich słabości do płci przeciwnej. Mało tego, ich teksty momentami są tak pikantne, że śmiałam się w głos. Niestety temat seksu pojawiał się praktycznie na każdej stronie, co dla mnie było chyba za dużo dawkowane. Gdyby autorka połowę tego poświęciła innej tematyce, dla mnie było by w sam raz.  Czepiać się nie będę, bo takie było założenie książki, ma ona bawić czytelnika i tak właśnie jest.Lekko i zabawnie napisana jest niewątpliwym oderwaniem od rzeczywistości. Czyta się przyjemnie, bohaterki pomimo tego, że są zwariowane a ich myśli zaprzątają wyłącznie sprawy damsko - męskie to na pewno nie są nudne.
Pomimo prostej i dość przewidywalnej fabuły pojawiło się drugie dno w książce jakim jest problem milczenia w małżeństwie. Adrian i Valeria nie potrafili ze sobą rozmawiać i na bieżąco rozwiązywać istniejących problemów co zaowocowało zdradą. Wystarczyło kilka komplementów Victora, by Valeria znów poczuła się docenianą i atrakcyjną kobietą. Uważam, że to poważny problem wielu małżeństw w dzisiejszych czasach. Warto starać się o swój związek a o kryzysach czytać tylko w książkach :-)

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.

Moja ocena +4/6

poniedziałek, 9 lutego 2015

9. Liliana Fabisińska "Córeczka"



Styczeń był miesiącem gdzie trafiały mi się same czytelnicze "perełki". Luty także zaczęłam świetną powieścią, dotąd nieznanej mi Liliany Fabisińskiej. Ja mam czasem taki wewnętrzny instynkt...wystarczy, że w zapowiedziach zobaczę okładkę i tytuł i przepadam.Tak było tym razem, nawet opisu nie czytałam a już czułam, że książka jest stworzona dla mnie. I była, bo pochłonęłam ją w jedną niedzielę.
Agata jest główną bohaterką "Córeczki", chociaż córeczką nie jest ...a matką. Wiedzie spokojne i poukładane życie wraz z synkiem i mężem.Do czasu... kiedy rodzinną sielankę przerywa niespodziewana wizyta Zuzy. "Kropeczka", jak kiedyś nazywała Agata Zuzę, wywróci ich świat do góry nogami. To co było istotne do tej pory, straci na wartości. Agata będzie musiała odkryć swoje tajemnice z przeszłości, by uporządkować swoje  "tu i teraz". Kiedyś bowiem zbyt pochopnie złożyła obietnicę Zuzi, że będzie jej mamą. Życie zweryfikowało boleśnie to przyrzeczenie pokazując, że nic nie jest takie proste jak się na początku wydaje.Teraz dziewczynka prosi Agatę o pomoc i wyjawia jej sekret rodzinny, który będzie kosztował Agatę sporo nerwów i prawie zniszczy jej małżeństwo.

Nie chcę za wiele zdradzać z fabuły. Losy Agaty i Zuzi są bardzo realnie przedstawione czytelnikowi, podobnie jak w "Pierwszej na liście", taka historia mogła zdarzyć się każdemu. Liliana Fabisińska w bardzo sugestywny sposób ukazuje problem zarażenia wirusem HIV. Każdy sądzi, że jego to nie dotyczy, to przecież problem homoseksualistów i narkomanów. Otóż nie, "Córeczka" dowodzi, że potencjalnym zagrożonym może być każdy z nas.Nie trzeba wiele by koszmar się spełnił, dlatego lektura tej książka uświadamia nam, jak ważne jest by zachowywać się odpowiedzialnie, szczególnie zawierając nowe znajomości. Tak mało nas to kosztuje, a tak wiele cierpienia możemy zaoszczędzić sobie oraz najbliższym. Warto przeczytać "Córeczkę", bo problem HIV istnieje nadal, nie jest to choroba która występuje na drugim końcu świata, ona jest tu w Polsce, musimy mieć tego świadomość. Jeśli po przeczytaniu książki Fabisińskiej chociaż jedna osoba zastanowi się nad pochopnym seksem z nowo poznanym partnerem to oznacza, że autorka osiągnęła swój cel.
Polecam "Córeczkę", bo to powieść nie tylko o HIV, ale też o sile miłości jaką daje rodzina, o wsparciu w małżeństwie, oraz o obietnicach, które czasem tak łatwo składamy, a trudno dotrzymujemy. Trzeba zastanowić się nie tylko nad swoim postępowaniem, ale też nad magiczną mocą słów, które mogą zranić, szczególnie wtedy jeśli są rzucone na wiatr.
Tak jak napisałam wcześniej, książkę połknęłam w jeden dzień, bo nie dało się jej odłożyć spokojnie na bok. Losy bohaterów "Córeczki" wciągają i zaprzątają myśli czytelnika.O niej długo, nie da się zapomnieć.

Moja ocena 6/6



czwartek, 5 lutego 2015

W styczniu zasiliły moje półki...

Mega stos i sama jak patrze na to zdjęcie, to mnie lekko przeraża. Kiedy ja to przeczytam? Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać tylko, że mało kupiłam osobiście, większość to egzemplarze recenzyjne. O niektórych już pisałam w poprzednich notkach.Teraz walczę z czasem, a raczej jego brakiem, żeby nadgonić czytanie.




Pierwsze trzy od góry to zakupy Biedronkowe, "Domofon" kosztował 9,9 zł a dwie pozostałe 2,99 zł.
"Życie to nie bajka" oraz "Córeczka" i "Królewna mroku"to moje własne zakupy.
Reszta- recenzyjne, cieszą mnie bardzo i dziękuję za każdą z nich :-)

wtorek, 3 lutego 2015

8.Lisa Scottoline "Cicho sza"






Kolejna, bo już jedenasta powieść klubu Kobiety To Czytają. Wszystkie książki pochłaniam w pierwszej kolejności, bo po pierwsze klub idealnie trafia w moje gusta czytelnicze, a po drugie sa tu tytuły moich ulubionych autorek. Mogę śmiało napisać, że Lisę Scottoline do nich zaliczam, chociaż wybitnych dzieł nie pisze, to i tak jej książki mają moc przyciągania. Życiowe historie bohaterów, ich dylematy i rozterki idealnie wpasowują się w powieści kobiece.
Tym razem bohaterami książki są dwaj mężczyżni, jeden młodszy, drugi starszy- ojciec i syn. Ich relacje są poprawne, ale wymagają trochę poprawy w celu nawiązania głębszych więzi. Jake postanawia nadrobić stracony czas i jedzie po swojego syna, Ryana, do kina, gdzie młody chłopak spędzał wieczór z przyjaciółmi.Nic nie zapowiada tragedii jaka nastąpi wkrótce.Ryan prosi ojca, by mógł kawałek poprowadzić jego auto, w końcu wkrótce ma odebrać "dorosłe" prawo jazdy. Jake nie chcąc urazić chlopaka, a tym samym zaprzepaścić relacji jaką chcą oboje naprawić zgadza się dać synowi kierować, oczywiście pod jego czujnym okiem. Mężczyzna nie ma jednak pojęcia, że syn jest pod wpływem narkotyków. Kiedy podczas chwili nieuwagi ryan potrąca młodą biegaczkę w głowie Jake'a przelatuje milion myśli. Chce pomóc kobiecie, próbując ją reanimować, ale kiedy okazuje się że jest za póżno, Jakie podejmuje najtrudniejszą decyzje w życiu. Oboje uciekają z miejsca wypadku, zostawiając ciało na środku drogi. Ryanem targają wyrzuty sumienia, ale Jake jest pewny swego...nikt nigdy nie dowie się, że jego syn zabił kobietę. Od tej chwili całe życie rodziny kręci się wkoło tego zdarzenia. Żona Jake'a nie ma pojęcia co gnębi ich obu, ale wkrótce wyjawienie prawdy będzie musiało nastapić.Czy matka stanie po stronie Ryana? Jakie jeszcze tajemnice rodzinne ujrzą świato dzienne?

Historia zmusza do myślenia.Ile jesteśmy w stanie poświęcić dla dziecka? Czy chroniąc dziecko, możemy wystąpić wbrew prawu?
Jake chciał chronić syna ponad wszystko. Jego sposób myślenia była dla mnie racjonalny i zrozumiały.Nie liczyło się nic, tylko to, aby syn nie poniósł konsekwencji swojego czynu. Nie jestem zwolenniczką kłamstwa, sprawa jednak komplikuje się, gdy w grę wchodzi dobro dziecka. Będąc rodzicem, nasze wartości zmieniają się, co innego liczy się teraz, a co innego liczyło się kiedyś.Nie jestem pewna, czy nie postąpiłabym tak samo jak Jake. Z drugiej zaś strony będąc, delikatnie mówiąc, nieszczerym czego uczymy nasze dzieci, czy nie dokładnie tego samego? Trzeba ponieść karę za swoje nieodpowiedzialne zachowanie. Nie wyobrażam sobie, bym mogła swoje dziecko uczyć jak żyć w kłamstwie, zagłuszając jedynie wyrzuty sumienia. Jak to mówi słynne przysłowie: prawda jak oliwa,zawsze na wierzch wypływa.

Czytałam opinię, że watek kryminalny w książce znów zepsuł "smak" czytania. Ja się już przyzwyczaiłam do tego w książkach Lisy Scottoline i nie popsuł mi niczego.Fajnie mi się czyta jej książki, bo skłaniają do refleksji po ich odłożeniu. Piękną okładkę tym razem nam zaserwowało wydawnictwo Prószyński. Ja kocham dzieciaczki na okładkach.Zakończenie mnie lekko zaskoczyło, a to kolejny plus. Takie to było oczywiste wszystko, przebieg wypadku i tak dalej, a tu bum.Zaciekawiłam was? Mam nadzieję.

Dziękuję klubowi Kobiety to Czytają za egzemplarz :-)

Moja ocena 5/6